EDIT: Przyznaje się bez bicia jestem do dupy, rozdziału dziś nie będzie. Weekend... Poprawie go sama -.-'
EDIT. Niestety, niedawno wróciłam z Lichenia (:o) i naprawdę jestem zmęczona. Nie chcę wstawiać rozdziału z błędami. Pojawi się jutro(03.04) , cały i piękny zbetowany! :)x
NIESPODZIANKA! :D
PRZECZYTAJCIE PROSZĘ.
Jestem sobie z nowym rozdziałem tydzień wcześniej. Pomyślałam, że na dzień kobiet idealnie :) Z góry uprzedzam, że niestety nie ma w nim wpisu z pamiętnika Grace. I nie jest zbytnio ciekawy, bo nie chcę by wszystko rozkręciło się tak szybko, skoro oni mają zwiedzić świat! :3
I... teraz gorsza część. Co prawda mam kolejny rozdział napisany, jednak nie dodam go dopóki nie skończę całej 3 części. Jestem w maturalnej klasie, więc czas to raczej nie mój kompan. A nie chciałabym dodawać na bieżąco, bo wiem że się nie wyrobie i to był błąd, że tak szybko ruszyłam z tym opowiadaniem, ale nic już nie poradzę.
Ostatnia rzecz... cóż, jest mi strasznie przykro gdy widzę czasem ile osób wejdzie, a jakie są tego wyniki. To nie tak, że wymagam od was komentarzy, ale trochę źle czuje się z tym, że spadła ich liczba. W końcu na początku było tak wielkie zainteresowanie, że postanowiłam ruszyć szybciej niż miałam i teraz trochę to upada. Także, proszę każde wasze słowo to kolejna chwila na poświęcenie czasu na pisanie, czyli przyśpieszenie nowego rozdziału. Tak czy tak dziękuje wam, że jesteście i ... WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO NA DZIEŃ KOBIET! :)x
ZAINTERESOWANYCH O INFORMOWANIU ODSYŁAM DO ZAKŁADKI WYŻEJ :)
ZAINTERESOWANYCH O INFORMOWANIU ODSYŁAM DO ZAKŁADKI WYŻEJ :)
+ nowy bohater w zakładce, do góry :)
*
Na drugi dzień zamiast zatracić się w zwiedzaniu
jednego z wielu miast, które „nigdy nie śpi” blondyn udał się do jednej z
kawiarni z walizką. Zamknięcie bagażu okazało się nie lada wyzwaniem, zamek nie
chodził zbyt dobrze, nie działała na niego nawet siła perswazji, której chłopak
próbował kilka razy. Jednak, gdy w końcu udało mu się dokonać cudu i wszystko
wydawało się być w idealnym stanie, na jego hotelowym łóżku zamajaczyła postać
niedźwiadka. Westchnął załamując ręce, postanowił jednak zabrać go po prostu
pod pachę i iść.
Tak więc teraz, jedną z ulic
przemierzał tleniony blondyn, wraz z uroczym niedźwiedzim misiem pod jedną ręką
i walizką w drugiej. W tym mieście nikt już chyba nie spał, ludzie gnali do
swojej pracy, często trzymając dawki kofeiny w kubkach i manewrując między
innymi, choć tak bardzo podobnymi ludźmi. Niebieskooki spojrzał na szyld
znajdujący się kilka metrów przed nim i zerkając w telefon komórkowy sprawdził
nazwę. To musi być tutaj – pomyślał. Niestety nazwa kawiarni „Green” nie
była zbyt wyrafinowana, ale to przecież nie zależało od niego. Przygryzając
dolną wargę, przeszedł kilka kolejnych metrów, a następnie pchnął drzwi i
wszedł do środka.
Rozejrzał się bardzo uważnie,
poszukując dziewczyny, która napisała mu dziś rano, że rozpozna ją po czerwonej
opasce na jej długich włosach, ale nigdzie takiej nie widział. Westchnął
poirytowany, zerkając ukradkiem na zegar wiszący obok. Naprawdę chciał mieć
jeszcze coś z dzisiejszego dnia. Jeszcze raz przeczesał pomieszczenie,
zauważając w kącie walizkę, dokładnie taką jak ta w jego ręce. Kiedy kelnerka w
ciemnej do kolan spódnicy z firmowym uśmiechem od stolika oddaliła się, ujrzał
dziewczynę.
Otworzył szerzej oczy, nerwowo
przeczesując palcami końcówki swoich włosów. To była ONA, dziewczyna, którą
spotkał na lotnisku. Zagryzł wargę, gdy dziwne uczucie przespacerowało się po
jego całym ciele, i już miał zamiar odwrócić się, ale jedna z kelnerek zawołała
coś do niego, a tamta dziewczyna podniosła głowę. Znów czas się zatrzymał, dla
nich „czas” było to zwykłe nic nie określające, nie znaczące słowo.
Oczy. Niebieskie. Morskie.
Szafirowe, wpatrywały się w nią zbyt długo, by mogła zaczerpnąć powietrza.
Iskry przepłynęły między ich ciałami i sparaliżowały. Czuła się jak wtedy na
lotnisku, gdy wszystko się zatrzymało, a oni byli jakby pod ochroną. To była
chwila, moment, którą się pamięta, która trwa i chce się, aby trwała wieki.
Przełknęła gulę rosnącą w jej gardle i spuściła wzrok, mamrocząc coś
niezrozumiałego do siebie. Czuła jak jej policzki zaczynają palić, wiedziała że
jego wzrok wciąż po niej krąży, bo kilkanaście sekund później, wślizgnął się na
siedzenie naprzeciw.
- Cześć – powiedział cicho,
jego głos był przyjemny z zabawnym akcentem, ale dla Leili to wcale już nie
miało znaczenia. Podniosła wzrok, zaciskając wargi. Jej serce biło
prawdopodobnie z prędkością światła i to nie dlatego, że była zła, bo choć
bardzo chciała, to nie potrafiła. Jego łagodny półuśmiech przyklejony do
twarzy, przyprawiał o zawał serca. Nie odezwała się. – Więc tu jest twoja
walizka – kiwnął głową, a następnie z pod pachy wyciągnął niedźwiedzia. Leila
płonęła, teraz ze wstydu i może nawet ociupinkę ze złości.
- Dzięki – warknęła wyrywając
misia z jego rąk. Niall poczuł się nie chciany. Leila bardzo próbowała zabić w
sobie pragnienie, by z nią został i porozmawiał, ale stłamsiła to wyrzucając z
siebie jak z karabinu.
- I postaraj się więcej nie
wpadać na obcych ludzi, przysporzysz sobie mniej kłopotów – szybko przeszukała
swoje kieszenie wyrzucając kilka drobnych na stół i tym razem zabierając dobrą
walizkę i misia pospieszenie wyszła z kawiarni.
Czy było coś, czego Leila się
bała?
~
Zamknęła za sobą drzwi, czując
jak serce bije z zawrotną prędkością. Zabrała gumkę do włosów i związała je w
luźny niesforny koczek, jej długie włosy były już wystarczająco poplątane.
Lubiła je, były dla niej bardzo ważne, przypominały jej mamę. Uwielbiała
wspominać, jak przed wieczorną bajką zawsze rozczesywała je i związywała w
podobny sposób, a rano przed lustrem obie intensywnie zastanawiały się jaką tym
razem fryzurę wykonać.
Na palach, cicho podeszła do
okna i spojrzała w niebieskie niebo, które przecinało kilka samolotów. Małe
ukłucie w sercu wciąż istniało. Czasem bywały dni, gdy tęskno spoglądała w górę
i wyobrażała sobie rodzicielkę lub pisała listy i chowała je najgłębiej jak się
dało pod łóżkiem. Z nikim nie była tak blisko, nie ma co się dziwić, jej
mama była młodą kobietą i nigdy nie miały poważnych problemów. Oczywiście,
zdarzały się kłótnie, ale starały się załagodzić zaistniałą sytuację i już
chwilę później potrafiły zajadać się pysznymi lodami śmiejąc się wesoło na
tapczanie. Li odwróciła się energicznie od okna, ubrała szybko i zeszła na dół,
naprawdę potrzebowała spaceru. Musiała oczyścić umysł. Te wszystkie wspomnienia,
które przewracały się w jej głowie bolały. Strata mamy, najlepszej
przyjaciółki… Oczywiście wiedziała, że odejście jej rodzicielki jest kwestą
czasu, wiedziała że Grace jest chora, ale wolała nie dopuszczać do siebie tej
myśli. W jej sercu wciąż tliła się mała nadzieja, że kobieta wyzdrowieje i będą
mogły znów razem cieszyć się życiem, niestety, tak się nie stało.
Nabrała powietrza w
płuca i wypuściła je przymykając powieki. Otworzyła oczy i rozejrzała się,
stała na chodniku, a przed nią jeździły samochody i spacerowali ludzie. Nowy
York… Jestem w Nowym Yorku – pomyślała, robiąc pierwsze kroki w
stronę przejścia dla pieszych. W mieście w którym kilkanaście lat temu była
moja mama. Radosna, uśmiechnięta z sercem i głową w chmurach – jak sama napisała
kilka stron dalej, które dziewczyna przekartkowała wczoraj przed snem, który
mimo zmęczenia długo nie nadchodził. Obiecała sobie, że nie będzie wyprzedzać
faktów, ale słowa były napisane inaczej, kolorowym flamastrem i zaznaczone
jakąś mniejsza, nieopisaną kartką.
Leila uśmiechnęła się
mimowolnie, a kobieta z dzieckiem mijająca ją odwzajemniła go, przez co na
twarzy szatynki namalował się jeszcze większy uśmiech. Wiedziała, że musi
ruszyć, dalej, że nie może codziennie oglądać się wstecz, bo to jej nic nie da.
Ale wiedziała też, że to trudne przecież pierwszego dnia, tygodnia po śmierci
próbowali szybko się pozbierać, w końcu pogrzeb sam nie mógł się załatwić i
wszystkie bankowe, rodzinne sprawy również, ale nie potrafili. Obojgu
wydarzenie zostawiło wielką dziurę w sercu, którą niczym nie potrafili zakleić,
nawet miłością do siebie, a przecież Li tak strasznie kochała swojego
ojca.
Z racji, że był późny ranek
dziewczyna skierowała swoje kroki w stronę kawiarni, obok której przejeżdżała
wczoraj żółtą taksówką. Po kolei „kasowała” z głowy wszystkie smutne,
przygnębiające myśli napełniając ją radością i szczęściem z nadchodzących
wakacji i przygody jaka ją w nie czeka. Zamiana walizką z jakimś innym turystą,
była po prostu jakimś dziwnym falstartem, z czego dziewczyna pewnie będzie
śmiała się do końca życia. Próbowała nie zastanawiać się jak wyglądał ten
turysta.
Ciepły wiatr otulał jej twarz
i roztargał delikatnie związane włosy gumką. Kiedy tylko zobaczyła się w szybie
od razu sięgnęła do głowy by poprawić niesforne kosmyki. Nie lubiła gdy włosy
się jej nie słuchały, tym bardziej że były już strasznie długie, a ona nie
miała serca by skrócić je nawet o te parę centymetrów, razem z mamą ustaliły,
że jeśli będzie o nie dbała nie musi ich ścinać, podcięcie końcówek jak na
jakiś czas wystarczy.
Pchnęła drzwi i weszła
do zatłoczonego pomieszczenia, od razu do jej nozdrzy dotarł kojący zapach
kawy, a wszystkie rozmowy zlewały się w jeden głośny dźwięk. Powolnym krokiem,
rozglądając się i szukając wolnego stolika, weszła w głąb. Podeszła do ciemnej,
podłużnej lady i uniosła głowę by przyjrzeć się co mają do zaoferowania. Nie
żeby miała jakieś wymagania co do swojego zamówienia, bo od samego początku
wiedziała, że chce cappuccino, ale po prostu zawsze to robiła. Przyzwyczajenie,
kiedy to z mamą czytywały w ich ulubionej kawiarni nazwy, śmiały się w głos gdy
pijąc trunki i zajadając się pysznościami zamieniały literki. Jednak Lei, nie
miała teraz na to aż tak wielkiej ochoty, bez mamy owa „tradycja” nie miała już
swojego uroku. Zamówiła napój i usiadła przy upatrzonym wcześniej stoliku, na
którym stał mały świecznik z fioletowym podgrzewaczem i niewielki kwiatek,
który potrzebował już wody. Nie chciała się do niego porównywać, jednak ta myśl
sama wpadła do jej głowy, wyszła po to żeby poczuć się lepiej, a nawet nieznane
miejsca przypominały jej o wydarzeniach z ostatnich miesięcy, lat. Postanowiła
czym prędzej wypić cappuccino i ruszyć na podbój miasta.
~
Pogoda za oknem, sama wręcz
namawiała do zwiedzania tego ogromnego miasta. Ktoś, kto przesiedziałby tak
idealny dzień w domu, pokoju byłby po prostu idiotą, dlatego też mały
Irlandczyk zaraz po odstawieniu bagażu ruszył w miasto. Jego hotel
znajdował się na dość dalekich obrzeżach Manhattanu, mimo wszystko postanowił
na sam początek zwiedzić właśnie ją. Jedną z najbogatszych, zamieszkaną przez
biznesmenów, bankierów dzielnicę, gdzie ludzie wręcz topili się pod dostatkiem
pieniędzy. Przechadzając się ulicami, wpatrywał się w bogate wystawy sklepowe,
wszystko tutaj było dla niego inne, całkiem nowe, swoje rodzinne miasto znał na
wylot, jednak to za każdym zakrętem, ba z każdym krokiem zaskakiwało go.
Niebo właśnie ciemniało, kiedy
jego noga stanęła na skrzyżowaniu dwóch ulic, był to wręcz idealny moment na
pojawienie się właśnie tam. Niall nie potrafił przestać, rozglądać się i
zachwycać, każde pojawiające się światło przywoływało uśmiech na jego twarzy.
Times Square było chyba najbardziej obleganym miejscem przez ludzi. Mijali go
jak gdyby nigdy nic, dla nich był po prostu kolejną nieznaną osobą,
turystą lub tak naprawdę w ogóle nie zwrócili na niego uwagi. Każde spojrzenie
w inne miejsce zapierało mu dech w piersiach, to były niby tylko światła na ogromnym
placu w Nowym Yorku, ale jednak. Skierował swoje kroki jeszcze dalej,
uśmiechnął się pod swoim małym nosem słysząc dźwięki gitary. Przymknął oczy
przystając i zakołysał się na nogach. Trochę żałował, że nie zabrał swojej
ukochanej z domu, ale nie chciał jej narażać. Była dla niego zbyt ważną rzeczą,
o nic nie dbał tak bardzo jak właśnie o swoją gitarę. Spojrzał na grajka,
ciemne, kręcone włosy opadały na jego czoło, kiedy poruszał głową w wolny takt
muzyki. Palce zgrabnie układał na gryfie i przyciskały struny, by za pomocą
drugiej ręki wydać z instrumentu dźwięk. Z jego ust wydobywały się słowa jednej
ze znanych piosenek której tytułu jak na złość Niall nie potrafił sobie
przypomnieć. Uśmiechnął się pod nosem, mrucząc dalszą część melodii. Podszedł
kilka kroków bliżej zaglądając do futerału, gdzie na oko znajdowało się
kilkanaście monet i kilka papierowych pieniędzy. Sięgnął do kieszeni i
natrafiając na dobrej wielkości monetę, wyciągnął i rzucił pod mu nogi. On
spojrzał na niego zielonymi oczami i uśmiechnął się w podziękowaniu dokańczając
piosenkę, następnie ukłonił się. Wszyscy zaczęli bić brawo i wiwatować,
ponieważ chłopak miał naprawdę głos warty uwagi. Mocny, poważny z chrypką która
przyprawiała ludzi o dreszcze, nie ma też się co dziwić, że wokół stało dużo
dziewczyn. Zielonooki był przystojny i grał na gitarze, a to zawsze przyciągało
uwagę płci pięknej. Większość ludzi zaczęła się rozchodzić, a on zostając już
sam zaczął się zbierać. Blondyn korzystając z chwili, nie mogąc powstrzymać
swojej ciekawości, podszedł do niego. Był o połowę głowy wyższy niż Niall.
- Cześć, co grałeś? Nie mogę
sobie przypomnieć – chłopak podniósł głowę, jedną ręką ogarniając włosy ze
swojego czoła. Zaśmiał się perliście. Jego oczy zabłyszczały wesoło na widok
Irlandczyka i odpowiedział.
- Cześć grałem Just a Kiss
Lady Antebellum , jestem Harry – uścisnęli sobie dłonie na przywitanie i
Irlandczyk przedstawił się. Zmierzyli się wzrokiem i Harry schował gitarę,
zbierając wcześniej pieniądze. Niall nie chciał odchodzić, noc dopiero się
zaczynała, to był przecież Nowy York, powinien zaszaleć. Nie wiadomo czy
jeszcze kiedykolwiek trafi pod bramy nigdy nieśpiącego miasta. Uśmiechnęli się
szeroko do siebie, kiedy Harry podniósł z ziemi pokrowiec i jakby wyczuł na co
jego słuchacz ma ochotę – Chciałbyś wypić coś ze mną? – uniósł do góry brwi.
Niall miał bardzo wielką ochotę spędzić z nim czas. Fajnie będzie mieć
znajomego w Nowym Yorku. Może to wtedy nie będzie jednorazowy przyjazd –
pomyślał. Co mu przecież szkodzi?
- Pewnie – odpowiedział
nazbyt radośnie, ale udzieliło się to kędzierzawemu chłopcu, którego twarz
rozświetlił szeroki uśmiech. Ktoś mógłby nawet pomyśleć, że są przyjaciółmi od
kilku dobrych lat, czuli się swobodnie w swoim towarzystwie, mimo iż dopiero
kilka minut temu poznali swoje imiona. Harry ścisnął mocniej uchwyt od gitary i
ruszyli razem drogą. Dobrze wiedział gdzie zaprowadzić swojego towarzysza.
To była zwykła
nowojorska knajpka, gdzie było zazwyczaj spokojnie nawet w późnych godzinach.
Niall rozmyślał o swojej gitarze, ile by dał by chociaż przez chwilę potrzymać
ją w dłoniach, pociągnąć za struny i usłyszeć to idealnie brzmienie. To był
zwykły akustyk, może ciut gorszy niż jego, ale to nie zmienia faktu, że chłopak
dawno nie grał i oddałby wszystko żeby to choć przez chwilę zrobić.
- O czym myślisz? – zagaił
Harry spoglądając na niego. Zauważył, że już od dłuższego czasu jego nowy
znajomy chodzi w chmurach. Blondyn potrząsnął głową i odpowiedział cicho zanim
myśl wydała mu się idiotyczna
- O tym jak bardzo chciałbym
mieć ze sobą swoją gitarę.
~
Po kilku godzinach Li dopadało
powoli zmęczenie, żeby dojść swoimi małymi krokami do hotelu postanowiła
zahaczyć o najbliższy Starbucks i uzupełnić płyny. Zwiedziła dziś Manhattan,
postanowiła, że wszystkie trzy dzielnice zapisane w notesie jej rodzicielki
zobaczy w identycznej kolejności.
Myśli przestały ją przytłaczać
kiedy tylko wieczorem wkroczyła na Times Square, ulica pełna kolorowych świateł
i masy ludzi. Dziewczyna nie przepadała zbytnio za tłumem, ale tutaj mogła
uznać to nawet jako plus, podobało jej się to. Przez chwilę miała wrażenie, że
gdzieś między ludźmi mignęła jej znajoma blond głowa i poczuła jak jej żołądek
się ściska. Tylko, że na świecie jest zbyt wiele osób, o takiej samej
czuprynie, więc wszystko uciekło równie szybko. To równie dobrze, mogła być
całkowicie obca osoba, z resztą Leila nie rozumiała dlaczego przez tą chwilę
pomyślała o nim. Dlaczego zapadł w jej pamięci mimo, że spotkali się tylko raz?
Potrząsnęła głową, otwierając drzwi i wchodząc do środka. Natychmiast otulił ją
przyjemny, pobudzający zapach kawy. Tego jej brakowało - energii, choć
wiedziała że ryzykuje nieprzespaną noc, potrzebowała by chociaż dojść do
hotelu.
Uśmiechnęła się do dziewczyny,
która właśnie wychodziła i stanęła w kolejce. Przed nią były jeszcze dwie
osoby, jakaś niska dziewczyna, o lśniących kasztanowych włosach, która właśnie
odbierała cappuccino. I chłopak, na głowie miał tylko czapkę z daszkiem, która
zasłaniała jego twarz, a na nosie zabłyszczały ciemne okulary. Przez chwilę Li
pomyślała, że to jakaś gwiazda, ale roześmiała się w duchu za tą idiotyczną
myśl. Przecież pewnie byłby już okrążony wianuszkiem fanek, czekających tylko
na to, by bezkarnie się na niego rzucić. Podtrzymała się jedną ręką blatu i
zrobiła krok do przodu dokładnie w tym samym momencie, kiedy nieznajomy,
uprzednio zabierając kawę, zrobił krok w przód. Cały ciemny trunek znalazł się
na bluzce i kurtce Leili, która z wrażenia jak i delikatnego gorąca piekącego w
brzuch wrzasnęła. Zaczęła unosić swoją koszulkę, a chłopak zszokowany zebrał
serwetki ułożone obok i zaczął wycierać ją mamrocząc co sekundę przeprosiny.
Nie mogła uwierzyć, że została właśnie oblana gorącą kawą. Kompletnie
odechciało jej się pić. Jedyne o czym teraz pomyślała to było łóżko, jej ciepłe
łóżeczko, które teraz było nieosiągalne, a powinna była myśleć o tym co teraz
zrobić. Odepchnęła rękę chłopaka, który stanął na wprost niej i przepraszając
chyba już z tysięczny raz. Piekł ją brzuch i kompletnie nie wiedziała co
zrobić. Ruszyła do łazienki, gdzie postanowiła zdjąć bluzkę a ciało chociaż
okryć kurtką. Nie była aż w tak tragicznym stanie. Chłopak ruszył za nią, ale
kiedy złapał ją delikatnie za nadgarstek w korytarzu prowadzącym do łazienki,
przestraszyła się. Chciała się jak najszybciej odmachnąć i schować w damskiej
kabinie jednak on ją uprzedził wypowiadając słowa i zdejmując okulary.
- Hej spokojnie, nic Ci nie
zrobię – Leila spojrzała na niego i z wrażenia, prawie upadła, chłopak musiał
ją przytrzymać.
ciekawe co to za nieznajomy oblewacz! (:
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny rozdział ale spokojnie, zajmij się nauką! (:
ściskam!
x_cutiepatootie
faktycznie niespodzianka - i to jaka miła!
OdpowiedzUsuńczekam na tajemniczego "oblewacza", któż to taki może być?
lubię uczucie, jeśli mogę to tak nazwać, rodzące się między Niallem i Leilą kiedy tylko na siebie spojrzą. i prawdę mówiąc nigdy nie byłam w NY, ale tak cudownie oddałaś tą magię miasta, że poczułam się jakbym była tam naprawdę.
szkoda, że nie chcesz rozkręcić całej akcji od razu ;) ale oczywiście czekam cierpliwie i Tobie również życzę wspaniałego dnia kobiet!
pozdrawiam serdecznie!
P.S no właśnie.. czy jest coś czego Li się boi..? mogę sobie tak zdrobnić jej imię, prawda?
pożyjemy zobaczymy kto to taki :D Dziękuje, szczerze mówiąc, też tam nigdy nie byłam... pisałam to co postało w mojej wyobraźni, więc może być wiele niedociągnięć.
UsuńGdybym ją rozkręciła szybko jestem ciekawa ile musiałabym mieć pomysłów, gdyby Leila pojawiła się już na przykład jakieś 4 miejsca dalej, hah :>
Czegoś na pewno, i tak "Li" to jest nawet wskazane zdrobnienie :>
Jeju CUDOWNY !! Zakochałam się <33 Coś mi mówi, że tym " oblewaczem" będzie któryś z 1D, ale nie jestem pewna :) Naprawdę ślicznie opisałaś Nowy York, aż samemu chciało by się pojechać ... Ahh. *.* Marzenia .. I jeszcze wkręciłaś Harolda <333 Na prawdę zazdroszczę Ci talentu. Życzę dużo, dużo weny !! Dziękuje, za życzenia i nawzajem <33 I powodzenia tam z nauką i ze wszystkim :) Do następnego ;** / Caroline ^^
OdpowiedzUsuń+ Wejdziesz ? : )
http://little-things-one-direction-love.blogspot.com/
Genialne, cudowne!♥
OdpowiedzUsuńświetny rozdział ;* rto dopiero 4 a ja czuję się jakby to był 2 sezon opowiadania xd świetnie piszesz i wg cała historia wciąga♥♥♥ czekam na kolejny i życzę weny ;***
OdpowiedzUsuńo matuniu! nawet nie wiesz jak się cieszę, że natrafiłam na twój blog! :3
OdpowiedzUsuńrozdział naprawdę fajny :) podoba mi się że ciągle na siebie wpadają XD bo wpadną na siebie teraz nie? :DD
Świetny rozdział :) Podoba mi się wplecenie Harry'ego do opowiadania, mam nadzieję, że resztę też dodasz, ale to już zależy tylko od ciebie :* Czekam na nexta <3
OdpowiedzUsuń"nie działała na niego nawet siła perswazji, której chłopak próbował kilka razy" Niall, rozmawiałeś z walizką? Wiesz, znam dobrego psychiatrę, może skorzystasz...
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału - cudowny. Miałam takie wrażenie, że razem z Irlandczykiem u boku podziwiałam Times Square. Cudowna ulica. *.* Ten rozdział przeniósł mnie do NY i ogromnie Ci za to dziękuje.
Trzymaj się ciepło
breath xx
No no! Ciekawe, któż to oblał Leilę kawą... Aczkolwiek nie zazdroszczę doświadczenia. A mój paranoiczny mózg zastanawia się, którego stopnia mogła mieć oparzenia. Chyba zbyt długo się uczyłam. Ach ta klasa maturalna...
OdpowiedzUsuńUwielbiam sposób, w jaki opisujesz to, co główni bohaterowie czują, gdy się spotykają. Po prostu magia!
Zazdroszczę im takiej podróży. Co prawda Nowy York to nie moja bajka, jednakże cudownie byłoby zobaczyć coś zupełnie nowego. Podoba mi się to, że masz jakiekolwiek pojęcie o topografii tego miasta. To, że umieszczasz zdarzenia w realnych miejscach nadaje opowiadaniu realizmu, który tak uwielbiam!
Nie spodziewałam się, że w tej historii poznamy Stylesa jako ulicznego muzykanta. Kto by pomyślał. Gratuluję oryginalnego pomysłu.
Najbardziej jednak urzekają mnie przemyślenia Leili dotyczące matki, wspomnienia dziewczyny z dzieciństwa, nawet drobnostki dotyczące włosów. Doskonale oddajesz ich relację. Widać, że były przyjaciółkami, a nie wyłącznie rodziną. Główna bohaterka na pewno baaaaaardzo długo będzie borykać się z wewnętrznym cierpieniem. Nigdy nie pogodzi się z jej śmiercią, jednak z każdym dniem będzie lepiej. Czas leczy rany, zaciera krzywdy...
Rozdział wcale nie był nudny! Szkoda, że na następny prawdopodobnie trochę będziemy czekać. No cóż, trzeba uzbroić się w cierpliwość.
Pozdrawiam ciepło!
Woah!
OdpowiedzUsuńCzyżby tajemniczy chłopak to Harry? Lub któryś z przyjaciół?
Zen? Lou? Li?
BOSKI *-*
OdpowiedzUsuńGenialne!!
OdpowiedzUsuńFajny pomysł na opowiadanie i samo wykonanie jest dobre :* Czytelnik może nacieszyć się długim ciekawym rozdziałem :D Życzę dużo weny i czasu <333
OdpowiedzUsuń~Merry ( nwm dla czego ale kojaży mi się twoja nazwa ;D Prowadzisz jeszcze jakieś blogi? Może z tąd cię "znam" xD)
Dziękuje za odpowiedź :D Teraz wiem! To z " in my place" cię znam! ;* Ogólnie to boskie masz te opowiadania <333 Hahahah dostąpił mnie zaszczyt "poznania" mojej ulubionej pisarki ;*** ~Merry
UsuńJak narazie nie zamierzam przestać, a w raz z Aro będziemy się napędzać do dalszej twórczości :) Życzę dużo weny do tworzenia i dobrego samopoczucia ;***
Usuń~Merry
Aaaa Harry gra na gitarze!! hihi
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa kim jest ten chłopak co oblał Li kawą :)
@angela_dudek
Cóż to za chłopak? I dlaczego wydaje mi się, że to nie Niall? Hmm ; d
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe opowiadanie. Przynajmniej ja z taką tematyką spotkałam się po raz pierwszy, ale za bardzo nie mam czasu na czytanie czegokolwiek, więc.. W każdym razie - mi się podoba, nawet bardzo. To dopiero czwarty rozdział, a już się wkręciłam. Dodatkowo masz śliczny wygląd bloga. Czekam na kolejny rozdział. x
OdpowiedzUsuńW wolnym czasie zapraszam do siebie. :)
http://banshee-fanfiction.blogspot.com/
Ogromnie Cię przepraszam za to, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału. Nie miałam czasu wchodzić na bloga.
OdpowiedzUsuńPierwsze spotkanie Leili i Nialla było takie magiczne i wspaniałe! *_* A pomysł z pomyleniem walizek genialny! Wielka szkoda, że ich drugie spotkanie nie wyszło... Ale trzymam za nich kciuki i niech ten koleś z kawiarni trzyma się od niej z dala XD Swoją drogą, jestem b. ciekawa kim on jest. No i strasznie się cieszę, że w opowiadaniu zagościł mój ulubieniec - Harry ;))
Pozdrawiam i wyczekuję z niecierpliwieniem kolejnego rozdziału,
http://gangsterzyzprzypadku.blogspot.com/
Ojejciu Kochammm <3
OdpowiedzUsuńo boże,ale jestem ciekawa :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, kiedy next?
OdpowiedzUsuńnajdalej w środę ;) x
UsuńKiedy następny rozdzial? boski piszesz, tylko szkoes że tak rzadko :/
OdpowiedzUsuńtak jak wyżej najdalej w środę :) x Dziękuje, niestety jestem w maturalnej klasie, aktualnie mam na głowie coś o nazwie praca maturalna :) xx
Usuńprzyznaję jesteś do dupy,ale i tak nie zrezygnuje z tego opowiadania :)
OdpowiedzUsuńDroga Autorko!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz w jakiej komfortowej sytuacji się znalazłaś. Właśnie piszę dla Ciebie pierwszy komentarz. A co to oznacza? Mniej – więcej tyle, że ten jeden będzie zrozumiały. Po kolejnych się tego nie spodziewaj.
Twoje opowiadanie trafiło w moje łapki w dość przedziwny sposób. Wydaje mi się, że zostawiłaś u mnie w spamie reklamę (last-direction) i wydał mi się opis ciekawy, albo może chodziło o Twój sposób pisania… Nie mam pojęciach, ale efekt był taki, że adres Twojego opowiadania wylądował na mojej liście blogów do nadrobienia. Ale wiedz, że jak stara dupa ze mnie, tak ogromne wyhodowałam sobie życie, że zanim się zabiorę za nadrabianie blogów trochę mija. W skutek paskudnego splotu zdarzeń jakim była kradzież mojego dowodu osobistego, w ten weekend czekała mnie podróż życia, która miała trwać dwadzieścia godzin. Horror, nie ma co. A wiec trzeba było sobie umilić ten czas, czyli skopiować zaległe rozdziały do Worda i czytać drodze. No i tu wpadam na link do Ciebie. Ctr +C, Ctrl+V i wchodzę na bloga. I patrzę – a tam gif nad rozdziałem. No to ja ciarki na plecach i klikam krzyżyk w górnym rogu ekranu. Confused idę do Meadow by coś innego sobie dokoptować do mojej listy czytelniczej, a tam link do bloga, co to ja go dopiero zamknęłam. Myślę sobie – Meadow to maniurka co to lubi dobrze poczytać, to sprawdzę co to za opowiadanie. I tak się rzeczy miały.
Dobra, trochę się pewnie zirytowałaś, że tak cię odrzuciłam tylko pobieżnie spojrzawszy na stronę? No pewnie, takie powierzchowne traktowanie każdego by wkurzyło. Ale kajam się mocno i kłaniam nisko, bo ujęłaś mnie już prologiem. Wiedz, że jestem fanką tajemnic i głęboko chowanych wspomnień z przeszłości, o których nie wypada mówić głośno. Więc jak już przebiegłam sobie wzrokiem prolog, który skopiowałam bez gifów to poczułam się absolutnie głupio, że nie pochyliłam się od razu nad tym opowiadaniem.
Ale teraz będzie już miło i przyjaźnie, bo pewnie będę używać wielu superlatyw w tym komentarzu, toteż mam nadzieję, że skończysz go czytać z uśmiechem na ustach i podniosę Cię w jakiś sposób na duchu.
Boże, jest druga w nocy, a ja biorę się za kontynuację tego komentarza. To może być wyczyn ponad moje siły. Ale właśnie skończyłam czwarty rozdział i powiem Ci szczerze, że podoba mi się jak rozegrałaś tą fabułę. Naprawdę umiejętnie grasz czytelnikowi na nosie: Najpierw serwujesz niebanalną historię miłosną rodziców dwójki bohaterów, następnie tworzysz totalnie odjechaną koncepcję podróży po świecie ( osobiście mnie to mega jara, bo miałam taki euro trip ), potem doprowadzasz do spotkania N i L, gdzie wszyscy spodziewają się od razu totalnego fanficowego zagrania, że ta dwójka wpadnie sobie w ramiona, ty im pac po łapkach i pokazujesz, że masz inne plany. No klasa, nic dodać nic ująć.
Rozczulił mnie motyw z pluszowym misiem. Na swoim karku mam więcej niż 21 lat, a i tak swojego misia mam co wieczór w łóżku, więc absolutnie rozumiem, że L. zabrała go ze sobą w tak ważną dla siebie podróż. Numer w walizkami – epicki. Strasznie bawią mnie spotkania L i N, bo ta dwójka nie ma pojęcia, że nad nimi wisi przeznaczenie. Miłość, która była pisana ich rodzicom przeszła na kolejne pokolenie i w magiczny sposób ciągnie jedno do drugiego. Takie przeżycia dla czytelnika to naprawdę raj i mam ochotę pstrykać Ci propsy.
Uwielbiam dobre historie miłosne. Takie, które zabierają Cię w zupełnie inny świat i nie pozwalają z niego wyrwać. Takie historie, które sprawiają, że nawet o drugiej w nocy chcesz je dokończyć, bo musisz wiedzieć co jest dalej.
Tak, zostaję. Zostaję z tym opowiadaniem na długo, tylko pilnuj się kochana z tokiem myślowym, bo czasem w czasie pisania się gubisz i odmiana Cię plącze. W szczególności w pierwszych rozdziałach. Nie wiem na ile moja czujność został uśpiona przez to, że się w fabułę wciągnęłam, ale wydaje mi się, że w późniejszych rozdziałach było spoko. W każdym razie w jednej z pierwszych notek z pamiętnika Grace złapałam parę kiksów, a zwróciłam szczególną uwagę na to, bo historia miłości jej i Boba jest motorem napędowym tej historii. Rozumiesz - jeśli czytelnik nie chwyci haczyka w postaci tego ogromnego znaku zapytania – DLACZEGO IM NIE WYSZŁO? To pewnie nie pójdzie w dalsze rozdziały by odpowiedzieć sobie na to pytanie i dowiedzieć się jak z kolei skończy się historia L i N.
UsuńDobra, o tyle tytułem wstępu ode mnie, oczywiście zapraszam Cię do siebie. I do zobaczenia z następnym rozdziałem. ;p
BTW, właśnie kopiuję komentarz z Worda na Twojego bloga – MASZ PIĘKNY SZABLON. <3
Całuski!
M.K
http://last-direction.blogspot.com
http://feedback-ff.blogspot.com/
Ogólnie bardzo fajny ale czy będzie w nim całe one direction? ??
OdpowiedzUsuńNie wydaje mi się, może epizodycznie jeśli będzie trzeba wypełnić rozdział :)
Usuń