sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 3

EDIT2: Postaram się, by rozdział pojawił się na dniach. 
EDIT: Błagam, zapisujcie się w INFORMUJĘ, jeśli mam was powiadamiać. To ułatwi mi sprawę niż sprawdzanie każdego komentarza. Czasami nie mam czasu, by uzupełnić listę ;) x


Cześć! Tu znów ja, tak jak obiecałam :)
 Trudno mi uwierzyć w to, że udało mi się dotrzymać obietnicy, ale nie ma co się zastanawiać skoro pierwszy rozdział był pisany od 2012. 
Całuski są też dla was ode mnie, dziś jest dla mnie cóż dość ważny dzień i od samego początku postanowiłam zrobić wam tą przyjemność i dodać rozdział. W ogóle ten tydzień mniej więcej 15-22 kilkanaście i z dwa lata temu był dla mnie naprawdę ważny. Ale nie o tym.
 Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodę tym rozdziałem. Bo cóż pisałam go dawno, poprawki nanosiłam jeszcze nie dawno, a dopiero chwilę przed dostałam go, świeżo poprawionego od wspaniałej dziewczyny, która zgodziła się mi pomóc i mimo przerażającej długości zrobiła to. Całuski również dla Ciebie. 
Chyba tyle, gdy tak myślę to moje notki nie mają w ogóle sensu... OH
Dziękuje za wasze komentarze dobre i złe to motywuje :* I za wejścia, jestem tak strasznie szczęśliwa dzięki wam! <3 

*

Ojciec Li zawsze był dobrym człowiekiem, trzymającym na wodzy lub w słoiku swoje nerwy. Przeważnie starał się rozumieć wszystkich, rozpatrywać wiele odmiennych rozwiązań, jeśli powstawały jakieś problemy w jego rodzinie lub to na nim ciążyła ważna decyzja. Niestety, teraz nad jego głową stłoczyło się wiele spraw - po śmierci Grace… Został sam z domem, bankami, kontami, rachunkami i innymi tego typu niby-ważnymi rzeczami. I z Leilą, która dopiero wybierała się na studia. Która była w trakcie budowania swojej przyszłości.

Gdy kilka dni wcześniej wszedł do domu, już w powietrzu dało się wyczuć, że coś uległo zmianie - nie chodziło tutaj oczywiście ani o zapach, ani wygląd. Jego córka schodziła właśnie po schodach, układając usta w tajemniczy półuśmiech - wystarczyło na nią spojrzeć… Od razu można było zauważyć, że coś jest inaczej. John postawił siatki na stole i odwrócił się w stronę Li.
- Co chodzi po twojej głowie ? – zapytał podejrzliwie, uważnie śledząc kroki dziewczyny, która powoli przesuwała się w jego stronę. Brązowowłosa przygryzła wargę, zza pleców wyciągając niewielki zeszyt z zapiskami rodzicielki. Uniosła swoje wielkie zielonkawe oczy i wbiła je w ojca. Mężczyzna westchnął tylko, jedną ręką opierając się o stół i kręcąc głową. Nie spodziewał się, że Leila znajdzie wspomnienia Grace. Aż do tego momentu był przekonany, że jego żona już dawno temu wyrzuciła zapiski. Odwrócił na chwilę wzrok, wyciągając w tym czasie kilka artykułów ze sklepu na stół. Starał się nie okazywać zdenerwowania, bał się tego, co pojawiło się w głowie jego córki.
- Chciałabym odbyć w tym roku taką podróż – Li wypowiedziała stanowczo kilka słów, które dopiero po paru chwilach dotarły w pełni do świadomości jej ojca. Była tego pewna, widział to w jej pięknych kocich oczach. Mówiąc szczerze, mężczyzna odetchnął trochę z ulgą, bo bał się pytania dotyczącego Bobby’iego, o którym nie za wiele potrafił powiedzieć. Do tego wszystkiego - mogło jeszcze paść pytanie czy John na pewno jest jej ojcem.
– Wiem, że to teraz nie możliwe, ale…
- Leila… - przerwał jej. – Wydaje mi się, że zbyt pochopnie podjęłaś tę decyzję. – Wzruszył ramionami, składając parciane siatki i chowając je do szafy pod zlewem, obok kosza na śmieci. Li westchnęła przeciągle, opierając się o futrynę drzwi. Mężczyzna przez chwilę stał do niej tyłem, ale później, jak gdyby nigdy nic, odwrócił się układając zakupy do poszczególnych szaf. Dziewczyna przełknęła ślinę, wiedziała, że ich rodzinna sytuacja nie była dobra… Że wyjazd może wszystko zniszczyć, ale może też trochę podreperować ich relacje, gdy wróci i będzie miała mu tyle do opowiedzenia. Ale naprawdę chciała spróbować - tak szaleńczo potrzebowała wyrwać się z tego miasta. Wcześniej nie czuła takiej potrzeby. Nie wiedziała nawet, że mogłaby znaleźć w sobie tyle pokładów odwagi. Przecież nie należała do słabeuszy.
- Tato – jęknęła, podchodząc do stołu i kładąc na nim notes. Ojciec odwrócił się i spojrzał na nią, zaciskając mocno wargi. Jego córka zawsze była tak cholernie uparta.
– Wiem, że to trudne. Wiem, że zostaniesz wtedy sam z tym wszystkim. Z drugiej strony myślę, że mogłoby to nam pomóc, no wiesz… Zbliżyć się, gdy wrócę. – Spojrzała na niego swymi dużymi oczami, w których znajdowało się tyle emocji. Wpatrywali się w ciszy w siebie, a ona po chwili sięgnęła znów po notes i przesunęła bliżej Johna. Mężczyzna westchnął. Znajdował się na kompletnie przegranej pozycji i miał tego całkowitą świadomość. Teoria jego córki wcale nie była głupia. Gdy wyjedzie, może w końcu i jemu udałoby się wrócić do „świata żywych”, zamiast w kółko nałogowo przeglądać stare szpargały. Spojrzał w bok, opierając się rękoma o oparcie krzesła. Ostatnio nawet sam zastanawiał się, czy stąd nie zwiać. Nerwowo przeczesał palcami włosy.
– Jeśli naprawdę chcesz, możesz jechać – mruknął pod nosem. - Sam planowałem, byśmy wyjechali na kilka dni, ale jeśli chcesz podążyć za mamą… Proszę bardzo. Droga wolna. – Dziewczyna otworzyła oczy jeszcze szerzej. Przeanalizowała wszystko w głowie i kilka sekund później uwiesiła się na szyi swojego taty, dziękując mu po stokroć. John uśmiechnął się szeroko. Czy to właśnie nie było wspaniałe uczucie? Sprawić radość swojej ulubionej kobiecie, swojej ukochanej córce?

Dziś dziewczyna już siedziała w poczekalni lotów, by wyruszyć do Nowego Yorku - dokładnie tak jak jej mama kilkanaście lat temu. Nie wiedziała, co ją tam czeka. Chciała przeżyć własną przygodę. Zwiedzić świat, może nawet się zakochać… I wcale nie była sama! Kara boska dla kogokolwiek, kto by tak o tym pomyślał. Może to i idiotyczne, by ktoś w jej wieku woził ze sobą ulubionego polarnego misia, ale taka właśnie była Li. Nie była więc sama w sali odlotów, pełnej nieznajomych- miała swojego ukochanego, pluszowego misia.

~

Blond włosy chłopak tupał nogami, stojąc w kolejce po odbiór biletu. Właściwie dla niego była to część muzyki, która swobodnie płynęła w jego głowie. Dla innych był to jeden z wielu bardzo irytujących dźwięków. Gdy w końcu przyszła jego kolej, odebrał bilet i ruszył do poczekalni, ciągnąc za sobą walizkę. Jego mama zgodziła się na to niechętnie. Po długiej kłótni i wyjaśnieniach ojca, które nie był czasem zbyt przyjemne, w tym otwartym dla wszystkich domu. Przez kilka dni nie odzywała się do syna, który snuł się po domu jak duch. Jednak w końcu postanowiła go uszczęśliwić. Niall tak bardzo się cieszył, opanowała go tak nieograniczona euforia, że już kilka minut później wyleciało mu z głowy, że był trochę zły. Stawiał szybkie i dumne kroki na wypolerowanej posadzce lotniska, kierując się do poczekalni. Zostało mu jeszcze trochę czasu, by mógł usiąść, wziąć głęboki oddech i uwierzyć, że to dzieję się naprawdę.
Rozejrzał się, szukając wolnego miejsca i pociągnął za sobą swój bagaż, spiesząc się by zająć to jedno, jedyne wolne siedzenie między kobietą w wieku około trzydziestu lat i mężczyzną, który prawie nosem dotykał czytaną gazetę. Tak bardzo skupił swoją uwagę na owym siedzeniu, że nie zauważył zbliżającej się z drugiej strony dziewczyny, która również upatrzyła sobie to miejsce. Wpadli na siebie, oboje zahaczając bagażem o bagaż i prawie upadając na ziemię. Niall jednak, wykazał się odrobiną zręczności, łapiąc dziewczynę w pasie w ostatnim momencie. Spojrzeli na siebie - jego morskie, przenikliwe tęczówki śledziły jej - zielone, przestraszone oczy. Przez tę krótką chwilę, nie widzieli nic innego oprócz siebie. Świat zatrzymał się tylko dla tej dwójki. Słyszeli bicie swoich serc, nawet kółko, które upadło pod ich nogami uprzednio odlatując od walizki, nie zrobiło na nich wrażenia. Wpatrzeni w siebie, oboje próbowali pozbyć się tego przyjemnego i nieznanego im dotąd uczucia - tego gorąca, który przyśpieszył ich oddechy.
Gdy dookoła nich ludzie zaczęli się znów poruszać, a dźwięki docierać do ich uszu. Oboje ocknęli się z transu i podnosząc swoje bagaże, zmierzyli się wzrokiem. Leila, czując jak dopiero teraz jak krew buzuje jej w żyłach, ze złości chciała na niego nakrzyczeć. Nie tylko za to, że prawie wylądowała na ziemi… Ale też za kółko, które odleciało od jej podróżnej torby. Przecież chłopak powinien uważać, jak każdy inny człowiek. No właśnie jak każdy – westchnęła cicho uspokajając się, a blondyn jako pierwszy wybąkał ciche przeprosiny. Kiwnęła na nie tylko głową. Jeszcze kilka sekund stali, wpatrując się w siebie. Czyżby oboje wyczuwali tę niezwykłą energię, która wytwarzała się dookoła nich? Byli trochę jakby w osobnym świecie, otoczeni bańką mydlaną nie do przebicia. Ale kiedy ruszyli w swoje strony, niestety wszystko znikło. Szatynka wzięła swoje kółko i schowała je do kieszeni kurtki. Obróciła się jeszcze mimowolnie za nieznajomym, ale on zniknął w tłumie innych pasażerów. Wzruszyła ramionami, ruszając w stronę miejsca, które się zwolniło. Przecież i tak już nigdy więcej go nie spotka.
Do jej odprawy została ponad godzina, więc postanowiła pogłowić się nad tym, by kółko znalazło się na odpowiednim miejscu. Ale przedtem zajęła wolne miejsce i chociaż na krótką chwilę, pozwoliła sobie zagubić się między stronami pamiętnika jej mamy.
Natomiast Niall tak naprawdę nie zniknął gdzieś w owym tłumie, lecz przysiadł na jednym z bliższych siedzeń i obserwował z jakim wdziękiem i gracją porusza się dziewczyna, dopóki i jemu nie zniknęła z pola widzenia. Próbował zrozumieć, co wtedy się stało. Dziwne uczucie ciepła nie opuszczało jego myśli. Nie potrafił znaleźć też żadnego wytłumaczenia na swoje zachowanie. Przeprosił ją i zniknął, prawdziwy dżentelmen pomógłby jej z tym przeklętym kółkiem – pomyślał zerkając na swoją torbę. Zacisnął usta w wąską linię. Było minęło. Nic przecież z tym nie zrobi. Jednakże w zakamarkach jego umysłu wciąż błąkała się jej twarz. Nefrytowe oczy ozdobione niewielkimi plamkami i iskierkami szczęścia, które prawdopodobnie widać było, tylko z bliska. Uśmiech, jakby anioła, kiedy udało mu się złapać ją na czas. Delikatny nosek i czarne rzęsy, które okalały jej piękne oczy. Długie włosy, w których gdzieniegdzie zdążył zauważyć małe warkoczyki, spływały po jej ramionach. Zdawało mu się, że ją zna, ale przecież codziennie w tak wielkim mieście mijamy wielu ludzi. Nie znamy ich, choć podobno wszyscy pochodzimy od tej samej jednej Najwyższej Osoby. Oparł się wygodnie i odganiając na bok myśl o dziewczynie, obserwował tablicę odlotów, która, na szczęście, znajdowała się w zasięgu jego wzroku.

~

Kiedy to jakaś pani siedząca obok, szturchnęła ją dyskretnie, Li usłyszała prośbę o zapięcie pasów bezpieczeństwa. W czasie lotu trochę zmorzył ją sen, ostatniej nocy była zbyt podekscytowana, by spać, więc kiedyś musiała to sobie w końcu odrobić. Ziewnęła, zakrywając ręką buzię i przepraszając swoich towarzyszów. Podparła się ręką, zamknęła na chwilę oczy, marszcząc czoło i próbując myśleć o wszystkim innym - tylko nie o lądowaniu.
Nie bała się latania samolotem, przerażały ją tylko te ostatnie chwile, zanim będzie mogła spokojnie postawić nogę na ziemi. Zacisnęła mocniej pięści i wyobrażała sobie, jak leży na łące, wokół ćwierkają ptaki, a ona razem z mamą podziwia chmury. Czuła wolność, miłość i spokój - to pomagało jej przezwyciężać lęk. Gdy już wylądowali i pasażerowie zaczęli wysiadać, ona jeszcze przez kilka minut siedziała z zamkniętymi oczami. Uspokajała oddech. Sama chyba jeszcze nie wierzyła, że ojciec pozwolił wyruszyć jej w taką podróż. Śladami jej mamy.
Po wyjściu samolotu, zabrała szybko swój bagaż i ruszyła po taksówkę. Kilka dni wcześniej zarezerwowali z ojcem jeden z tańszych hoteli. Siedząc w samochodzie, przez jej umysł przebiegła myśl o chłopaku z lotniska, przez chwilę zastanawiała się nad tym dziwnym uczuciem, które towarzyszyło temu spotkaniu.

15 lipiec 1987 rok 

Przez ostatnie kilka dni zwiedziliśmy chyba cały Nowy Jork. Manhattan, Brooklyn, a nawet pojawiliśmy się w dzielnicy imigrantów – Queens. Tym razem pogoda była fantastyczna i spisała się na ogromny medal. 
Najwspanialszy był Cental Park, gdzie przewijało się wielu tancerzy i ludzi, którzy grali na gitarach, nucąc swoje własne piosenki. Ta woda i masa zieleni otaczająca mnie… Chciałabym tam zostać, ale Bobby ma chyba jakąś alergię i cały czas kichał. Denerwował się, gdy cicho się z niego śmiałam. Co mogłam na to poradzić, że to mnie bawiło? Ja za to zostałam oblana wodą przez jakieś małe dziecko, oczywiście przez czysty przypadek. Ale Horan nie mógł się powstrzymać od paru złośliwych komentarzy. Jego zdaniem, jesteśmy teraz kwita. Niech mu będzie, tę bitwę wygrał, ale wojna trwa. Zobaczymy, kto z nas będzie się śmiał ostatni. 
Jeszcze nie do końca wiem, co mam tu pisać, jak mam to robić. Wiem, że oprócz mnie, nikt raczej nie będzie tutaj zaglądał… Ale nie chcę, by to było tak chaotyczne jak moje myśli. 
Dziś jest ostatnia noc w Nowym Yorku, mój przyjaciel wymyślił, że nie będziemy dziś siedzieć w domu. A teraz tylko zerka na mnie zdenerwowany, przygotowując się do wyjścia. Lepiej będzie dla mnie, gdy i ja się pospieszę. 


Kiedy weszła do pokoju, opadła na dość duże, pościelone już łóżko. Ściany w jasnym kolorze przypominały trochę te w jej pokoju. Mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem i sięgnęła po telefon, chcąc zadzwonić do taty. Jednak, gdy spojrzała na zegarek, zrezygnowała. W Londynie jest teraz noc, a ona sama nadal jest zmęczona i jedyną rzeczą, na jaką aktualnie ma ochotę jest sen. Podniosła się i rzuciła okiem na resztę pomieszczenia. Mała komódka pod ścianą, a zaraz obok niej okno i wyjście na niewielki balkon. Na przeciwległej ścianie ciemna dębowa szafa w starodawnym stylu, której drzwi niemiłosiernie skrzypiały. Kilka centymetrów dalej stał stolik, na którym znajdował się stary telewizor. Dalej były już tylko drzwi do łazienki. Obok łóżka znajdował się mały nocny stolik z lampką i telefonem stacjonarnym, z drugiej strony były drzwi wejściowe. Nie był to wielki pokój, ale spełniał wszystkie oczekiwania Leili.
Brązowowłosa ruszyła w stronę swojej walizki. Jeśli chciała się położyć, potrzebowała swojej ciepłej, niezastąpionej piżamy. Uprzednio włączając telewizor, by cisza nie wypełniała całego pokoju, zabrała się za otwieranie zamka, z którym miała problem już w domu. Tym razem poszło jednak łatwo, zbyt łatwo – przeszło jej przez myśl… Ale przecież czasem zdarza się, że niektóre rzeczy, przedmioty nie chcą nas słuchać, jednak zaraz potem działają, jak gdyby nigdy nic. Z cichym westchnieniem otworzyła swój bagaż, z przerażeniem spostrzegając, że to nie są jej rzeczy. Przełknęła ślinę, dotykając jednego z t-shirtów zauważając, że są to ubrania męskie, nie dowierzała własnym oczom. Na lotnisku była wręcz pewna, że to jej torba. W jej małej osóbce zagnieździł się strach i wzrastał z każdym kolejnym spojrzeniem na otwartą walizkę. Co ona teraz zrobi? Zadzwoni do taty i powie tak po prostu, że zgubiła swoje rzeczy? Przymknęła na chwilę oczy, biorąc głęboki oddech i zamykając oczy. Policzyła do dziesięciu.
To nie możliwe, że pomyliła bagaże. Nie ma takiej opcji. Leila zawsze była uporządkowana i nigdy nie zdarzały jej się takie incydenty… Był jeden problem, przez lotniska każdego dnia przewija się milion ludzi, którzy mogą mieć taką samą walizkę. A przecież ktoś miał identyczną. Dziewczyna obejrzała dokładnie bagaż z wierzchu, a potem, chcąc nie chcąc, musiała uważniej przyjrzeć się rzeczom w środku. Wręcz błagała, by gdzieś był zapisany numer telefonu,  albo chociaż adres właściciela. Prosiła też o to, by ktoś kto znalazł jej walizkę. I zadzwonił, gdy tylko znajdzie jej numer telefonu.

~

W jego hotelowym pokoju zapachniało jedzeniem. Tak dawno nie miał nic w ustach i wydawało mu się, że umiera z głodu. Oczywiście jadł, zaraz po tym jak wysiadł z samolotu, ale dla takiego żarłoka te kilka kanapek - były niczym. Oblizał usta na widok świeżej pizzy z szynką, włączając najpierw cicho telewizor i zaczął pałaszować. Przysłuchiwał się wiadomościom ze świata i pochłaniał kolejne kawałki. Zawsze jego znajomi, rodzina, nawet on sam zastanawiali się jak to możliwe, że wciąż jest taki chudziutki jak patyczek. Wiele osób zazdrościło mu jego wagi. Nie był zbyt chudy ani też nie był za gruby. Był idealny. Nawet nie jedna dziewczyna chciałaby tak wyglądać. Kiedy posiłek dobiegł końca, a on położył się na miękkim, wygodnym łóżku, poczuł, jak bardzo jest zmęczony. Oczy same się zamykały, a umysł kierował się w stronę pokoju z napisem „sen”. Wcale nie liczyło się to, że jeszcze ze dwie godziny temu Niall spał w samolocie jak suseł. Zanim jednak Morfeusz zabrał go w podróż, zerwał się z łóżka i ruszył do walizki. Jeśli jest aż tak zmęczony nie będzie czekał. Pójdę spać od razu – pomyślał odpinając walizkę, stojącą pod drzwiami balkonowymi. Przez chwilę patrzył na nią, zastanawiając się, dlaczego ma jakieś dziwne przeczucie. Wydawało mu się, że jedno z kółek jest delikatnie wykrzywione, ale uznał, że pewnie światło płata mu figle. Kilka minut później, gdy już zajrzał do walizki i odkrył, że ani jedna rzecz nie jest jego własnością, trochę się przeraził. Ubrania - gdyby to były chociaż ubrania, w jednym rogu walizki leżał zagnieciony śnieżnobiały miś… Nikt go nie przygotował na taką sytuację i nie do końca wiedział, co ma robić, ale kiedy już wziął głęboki oddech, zaczął uważnie przyglądać się walizce. Miał nadzieję, że trafiła mu się jakaś poukładana osoba i zapisała jakiś kontakt w razie takiego wypadku. Wolał na razie nie zastanawiać się, gdzie jest jego walizka. Wyciągnął misia, układając go na swoim łóżku między poduszkami. Był ładny, jakby nowy i pachniał świeżością, pomyślał o jego właścicielce.
Z Horan’em zawsze było tak, że częściej martwił się o innych niż o samego siebie. Po prostu nie był tak wielkim egoistą jak jego niektórzy znajomi. Był wspaniałym przyjacielem, a ludzie, którzy na ten zaszczyt zasłużyli, byli ogromnymi szczęściarzami.
- Jest! – krzyknął zadowolony, kiedy pod stertą ciepłych swetrów, ukazał się skrawek papieru z małymi, napisanymi dziewczęcym pismem, cyframi numeru telefonu. Wyciągnął ją jak najszybciej, by na klawiszach swojego telefonu wystukać numer. Nadusił zieloną słuchawkę i wciąż trochę podenerwowany, co dopiero teraz zaczynało brać górę, zadzwonił.
Zanim zabrzmiał głos w słuchawce, usłyszał trzy sygnały.
- Słucham? O co chodzi? – cichy, drżący głos, z pewnością nie należał do kobiety. Była to dziewczyna. Dziewczyna, którą Irlandczyk wcześniej spotkał na lotnisku. A wokół nich pojawiła się magiczna aura, dopóki oni sami jej nie zniszczyli. Tylko, że on o tym nie wiedział, tym bardziej ona.
- Nie wiem, czy dobrze się dodzwoniłem. Chodzi o walizkę, która znalazłem.
- Tak! – krzyknęła uradowana, kamień spadł z jej serca. Nie byłoby to wcale dziwne, gdyby nawet usłyszał to jej rozmówca. – Przepraszam – dodała po chwili spokojniej.– Tak, właściwie chyba pomyliliśmy się z walizkami. Ma pan taką samą? Byłabym ogromnie szczęśliwa, gdybym mogła odzyskać ją jak najszybciej. Jest to możliwe, prawda? Gdzie pan jest?
Zalała go falą pytań. Niall przez chwilę próbował skleić słowa, jednak forma, której dziewczyna użyła trochę go zmieszała. Może ona wcale nie była mniej więcej w jego wieku. Tylko starsza.
- Proszę pani – rzekł, krzywiąc się delikatnie. Nigdy nie lubił tego sformułowania. - Aktualnie jestem w Nowym Yorku. Mam nadzieję, że pani także, wolałbym jak najszybciej odzyskać swoje rzeczy.
- Wiem, co pan czuje – westchnęła.– Tak, ja również jestem w Nowym Yorku…

Skomentuj, jeśli przeczytałaś/eś, każda opinia się przyda :) 

26 komentarzy:

  1. Aaaaa Spotkali się !!!<33333 Błagam Cię dodaj szybko !!! ^^ A tak wgl to pomysł jest niesamowity !!! : ) + Zapraszam http://little-things-one-direction-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. cudooo ! AWWW spotkali się <3

    OdpowiedzUsuń
  3. O jej jaki surprise! Fajnie, fajnie czekam na następny! Lots of love xxx

    OdpowiedzUsuń
  4. Doskonale opisałaś moment ich zderzenia. Wyobraziłam to sobie bardzo dokładnie, tak jakbym widziała to na własne oczy :)
    Ojcu Leili na pewno ciężko było puszczać ją w podróż, poniekąd jeszcze jej potrzebował, ale cieszę się, że to zrobił. Ma szansę na spotkanie miłości swojego życia ! :D
    Problemy Nialla z mamą trochę mnie zaniepokoiły, ale dobrze, że się dogadali.
    Ciekawa jestem jak rozwinie się akcja :)
    Całuję <3
    [gotta-be-you-darling]
    @Gattino_1D

    OdpowiedzUsuń
  5. O MATKO, MATKO, MATKO.
    JEZU.
    SPOTKAĆ TAKĄ OSOBĘ NA LOTNISKU I POCZUĆ COŚ TAKIEGO. TO TAKIE WSPANIAŁE!
    I NIE POTRAFIĘ SKLEIĆ NORMALNEGO ZDANIA - PRZEPRASZAM - JESTEM ZBYT PODEKSCYTOWANA TYM, ŻE SIĘ SPOTKALI. BA, ONI SIĘ JESZCZE SPOTKAJĄ, PRZECIEŻ MAJĄ SWOJE WALIZKI!
    A ten miś był taki słodki! Szkoda, że ja takiego już nie mam
    To tyle, żebyś nie uznała mnie za głupią
    + nie wiem, czy to prawda, ale doszły mnie słuchy, że masz dzisiaj urodziny (a nawet jeśli nie, to tak na przyszłość) STOOO LAAT I SPEŁNIENIA WSZYSTKICH MARZEŃ, KOCHANA!
    @herowayland
    piszę z anonima, ponieważ nie mogę zalogować się na swoje konto :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hah zarąbiście piszesz nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne. nareszcie się poznali xd ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne czekam z niecierpliwością na nn :D
    http://life-has-become-a-failure.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. super, w końcu się poznali :O

    OdpowiedzUsuń
  10. o rany, to spotkanie było tak piękne i magiczne! od początku zastanawiałam się jak opiszesz ich pierwsze spotkanie i jestem zachwycona, zrobiłaś to po mistrzowsku.
    chyba każda dziewczyna marzy o takim spotkaniu.
    mam nadzieję, że spotkają się już niedługo, oby jak najszybciej.
    wiesz, że wróciłam wczoraj ze szkoły i myślałam o Twoim opowiadaniu cały czas się pocieszając, że już w sobotę przeczytam następny rozdział :)
    chyba nie mówiłam tego wcześniej, ale masz przepiękny szablon.
    ściskam!
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  11. Coś sie w końcu zaczyna dziać! Kurcze już nie mogę doczekać nowego, tylko szkoda że rozdziały sią dosyć rzadko ):

    OdpowiedzUsuń
  12. Zupełnie przez przypadek trafiłam na Twojego bloga i wcale nie żałuję :)
    Mimo iż jest to dopiero trzeci rozdział opowiadanie już zdążyło bardzo mi się spodobać. Ciekawa fabuła, sposób pisania. Tak, zdecydowanie mi się podoba :))
    Odnośnie tego rozdziału... Bardzo zapadło mi w pamięć następujące zdanie: "Do tego wszystkiego - mogło jeszcze paść pytanie czy John na pewno jest jej ojcem." Czy to by oznaczało, że to Bobby jest ojcem Li? No troszkę nieciekawa sytuacja, tym bardziej, że Nialla i szatynkę już zdążyło coś połączyć. Obawiam się troszkę mojej wizji dotyczącej ich przyszłości, ale skupmy się na teraźniejszości.
    Jestem cholernie ciekawa reakcji tej dwójki, kiedy się spotkają. Ponownie XD
    Obserwuję, życzę weny i pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  13. Aww Aww Aww!
    To takie słodkie!
    haha xD "per pani", "per pan" Jacy oni kulturalni!
    haha lool!
    Czekam na next ;) -@YourLive_Voice

    OdpowiedzUsuń
  14. ale się cieszę, że tutaj trafiłam! o kurdeeee.. strasznie mi się podoba fabuła, fuck! do tego masz genialny styl pisania, zajebiście wszystko opisujesz, moja wyobraźnia przy tym super pracuje i każdą scenę dokładnie odtwarzam w mojej głowie. : o no jestem pod wrażeniem!
    to spotkanie na lotnisku - idealne! <3 zajebiście, idealnie, cudownie, czekam na więcej i więcej. mam nadzieję, że szybko się coś pojawi i zaspokoi moją ciekawość!

    btw. jak chcesz to wpadaj do mnie:
    http://miracle-drug-fanfiction.blogspot.com/
    http://we-have-got-a-bit-of-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. MEGA.... BOSKI ! ALE MASZ DAR !

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo się cieszę, że ojciec puścił Leilę w podróż śladami matki. W ich aktualnej sytuacji na pewno wyjazd córki nie był mu na rękę. Dobrze jednak wiedział, że dziewczyna jest uparta. Gdyby się nie zgodził i tak zrobiłaby swoje. Czasem lepiej się zgodzić i zachować autorytet ;)
    Bardzo podobał mi się sposób, w jaki przedstawiłaś uczucia tej dwójki podczas ich pierwszego spotkania! Porównanie otoczenia do bańki mydlanej było piękne.
    Masz talent - opis pokoju był bardzo plastyczny, działający na wyobraźnię. Ech, zazdroszczę Ci!
    W tym wypadku akurat można powiedzieć, że taka pomyłka na lotnisku jest szczęściem. Ciekawe, jak rozwinie się ich znajomość.
    I dziękuję za to, że znów pojawił się fragment zapisków Grace, które tak uwielbiam :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  17. co ty na to? ja bede czytac twojego bloga a ty mojego! napisz mi jesli sie zgodzisz i sory ze z anonima ale pisze z fona a ten z kolei szfankuje

    anusia xo

    OdpowiedzUsuń
  18. czemu tak zatko dodajesz rozdzialy zabijesz mnie tym
    taki boski blog dodawaj co tydzien to bedzie nice :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Główna bohaterka podjęła bardzo pochopną decyzję z tym wyjazdem, ale też odważną, bo ja mimo tego, że miałabym takie chęci, chyba bym sie nie przemogła w samotności. :)
    Podoba mi się strasznie sposób w jaki opisałaś zetknięcie się Nialla i Leili na lotnisku... fantastyczny moment. :)
    Czuję, że z chęcią będę odwiedzać tego bloga, dlatego za chwilę dodam Cię do obserwowanych :)
    ---
    jeśli miałabyś ochotę, to wpadnij do mnie (adres dokładnie taki sam jak mój nick). zaczęłam pisać moje pierwsze opowiadanie i liczę na szczere opinię na jego temat. byłoby mi bardzo miło.
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  20. Właśnie zostałam zabita przez masakryczne błędy w komentarzu, na który mimowolnie zerknęłam... Ach, no musiało się coś stać, żeby mnie dzisiaj osłabić... Ale ja nie o tym ;D

    Powinnam dostać jakiś medal albo Oscara (bo przecież gala tuż, tuż ;)), że nadrobiłam praktycznie wszytko od początku ;D No i w sumie nie wiem co napisać, hmmm, jakoś nie mam weny na kreatywne komentowanie, więc najlepiej bym tego nie robiła, ale z uwagi na ciebie, Renia, zrobię wyjątek :3 Jeszcze sobie tylko ponarzekam, bo czytałam na telefonie i tam jest tak beznadziejna wersja, bo Lily i Niall są na tle napisów i nic nie widać, dosłownie! To był istny koszmar, ale wynagrodziła mi to treść rozdziałów :> Na początek, Niall nie powinien być dotknięty tym, że jego ojciec miał mały sekret i nikomu nie chciał o nim mówić. Skoro jest taki wyrozumiały to mógł uszanować jego decyzję, mimo że w rodzinie Horanów wszystko było jak na otwartej dłoni. To takie moje przemyślenie haha :) No i ogólnie cieszę się, że Leila i Nialler zdecydowali się na taką podróż dookoła świata, bo to świetna sprawa. Już zazdroszczę, bo moje najdłuższe wakacje... No cóż, podróży po globie nie było :/
    Dobra, dalej. Spotkanie, yhym, poczekam na kolejne w sprawie walizek, bo może być ciekawiej, kiedy się zorientują, że to właśnie wtedy się zamienili bagażami, jak na siebie wpadli ;D A potem się będą trzymać razem w tej podróży... Yyyy, już mnie ponosi fantazja, co zrobić? ;3 Także czekam na kolejny i życzę dużo weny! :)


    PS wybacz za ten cały chaos...

    OdpowiedzUsuń
  21. Jeny... strasznu fajnie piszesz :) Ta historia użekła mnie już od pierwszego zdania. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  22. Super :) Zapraszam do mnie http://4ever-dreamers.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  23. bardzo fajny rozdział :)

    zapraszam na bloga mojej kumpeli http://lifeishard21.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  24. No cóż, szczerze przyznam, ze nie spodziewalam sie takiego poczatku ich znajonosci! Ale to chyba jak najbardziej dobrze, racja? Im wiecej szokow i zaskoczen, tym lepiej. No wiec, akcja z walizkami - jak najbardziej na tak! Cieszy mnie, jak zwykle, Twoja oryginalnosc. Momentami czuje sie jakbym ogladala jakis dobry romans, na podstawie jeszcze lepszej ksiazki! Dla mnie to jak najbardziej komplement, mam nadzieje ze nie odbierzesz tego inaczej, xx. Kurcze, na ich miejscu bym sie mega, mega wystraszyla, gdybym wziela nie swoje rzeczy - damskie, to jeszcze pol biedy, taka tylko zamiana by wyszla, ale ona meskie, a on damskie? Haha, no nie wierze :D Ale zbiegi okolicznosci, ale ich los do siebie ciagnie! To samo lotnisko, to samo miasto wybrane jako pierwsze. Aw, i ta scena zderzenia - teraz jestem ciekawa, jak sie beda do siebie odnosic, beda mili, zdystansowani, zdenerwowani podmianą?
    Ach, jak dobrze miec rozdzialy w zanadrzu.
    Pozdrawiam,
    Marti

    OdpowiedzUsuń
  25. Hejka. Dzisiaj natknęłam się na twojego bloga i muszę przyznać że jest niezły...nawet więcej niż niezły...jest genialny. Ok ide czytać dalej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń