EDIT: Rozdział będzie dostępny jutro (15.08), lecz nie mam pojęcia w jakich godzinach.
WAŻNE! PROSZĘ ABY KAŻDY PRZECZYTAŁ.
Po pierwsze, przepraszam za tak długą przerwę. Mimo że miałam cały rozdział równiutko ułożony w głowie pisało mi się go strasznie przed tym ostatnim tygodniem właśnie.
Chciałam na początku dodać rozdział, bez żadnej notki, ale pomyślałam... hm... że może jednak warto wam powiedzieć, że informuję 34 osoby, blog obserwuje 58, to cholernie dużo, a ostatni rozdział wcale tego nie potwierdził. Myślę, że przerwę spowodował właśnie ten stan. Czy on był naprawdę, aż taki zły?
Mam do was prośbę, by każdy kto przeczyta dzisiejszy rozdział skomentował. Nawet jednym słowem.
Bo tak naprawdę zastanawiam się, czy po prostu nie wyrzucić zakładki informowani i informować, tylko ludzi którzy skomentowali ostatni post.
Zapraszam was jeszcze na Shut up, Tomlinson (gdzie niedługo powinien pojawić się przetłumaczony kolejny rozdział)
I na mojego wattapada, jeśli macie ochotę na coś jeszcze! A teraz... Zapraszam na rozdział, dłuższy niż poprzedni w ramach rekompensaty za czas!
*
- Cześć tato – mówi nieśmiało Lei trzymając telefon
przy swoim małym, zgrabnym uchu. Jej babcia zawsze opowiadała, że gdy dziecko
się urodzi rodzice muszą patrzeć czy ma
małe, nieodstające uszy, bo jeśli tak to wyrośnie na piękną istotę. Leila
zawsze się śmiała, nigdy w to nie wierzyła. Była zdania, że jest po prostu
zwyczajna, taka jak każda inna dziewczyna w jej wieku. Zanim ojciec się odezwał
usłyszała w słuchawce jego głęboki oddech i nerwowo przeczesała końcówki swoich
włosów, stąpając boso po podłodze.
- Cześć kruszynko – odrzekł beztrosko, jakby
wszystko było po staremu, jednak oboje wiedzieli, że nie było. Jakaś część ich
odeszła razem z nią - Grace – Naprawdę musiałaś przysyłać do mnie ciotkę? –
westchnął jakby chciał podkreślić tym swoje zirytowanie, ale oboje wiedzieli,
że był to jeden z tych dobrych pomysłów. Prosto z serca. Leila przysiadła
półdupkiem na łóżku obracając twarz w stronę dużego okna – Dzięki – dodał w
końcu ojciec, przez co kąciki jej ust uniosły się do góry w uroczym uśmiechu –
Jak się bawisz?
- Całkiem dobrze, poznałam nawet kilka miłych osób –
zagryzła dolną wargę, próbując samej przed sobą ukryć ten szeroki uśmiech
wpływający na jej niewielkie malinowe usta.
- Naprawdę? –
zdziwiony ojciec odezwał się ciut za wcześnie, a jego zęby trochę za późno
przytrzasnęły język. Wcale nie chciał tego powiedzieć, to była po prostu
pierwsza myśl w jego głowie, więc dodał szybko – To świetnie, a teraz naprawdę
pozwól…
- Tak, tak tato. Kocham cię, wiesz? – wstała i
wolnym krokiem podeszła do okna, drugą ręką odsłoniła czerwone jak krew zasłony i zaglądając na ziemie, gdzie spacerowało już wiele
osób. Li po odpowiedzi ojca przydusiła czerwoną słuchawkę i usiadła z powrotem
na łóżko rzucając gdzieś do tyłu telefon i chwytając w swoje dłonie misia, po
czym przytuliła go z całej swojej siły.
Czasami pragnęła, aby wszystko było jak dawniej.
Każdą rzecz i każdego człowieka na swoim miejscu, żeby ci którzy byli blisko
niej powrócili. Prawda była ukryta, bo nie chodziło jej tylko o matkę. Dlaczego
nigdy nie przejmowała się znajomymi czy przyjaciółmi? Odpychała ich, gdy tylko
zniknęli na kilka dni. Zdawało jej się, że jeśli się odezwie to będzie jak
narzucanie się lub nawet gorzej, więc odchodziła. Zamiatając za sobą z ogromną
dokładnością drogę, po to by żadna strona nie mogła już trafić. Pomyślała
jeszcze o Niallu i rozzłoszczona zamachnęła się rzucając misiem w stronę drzwi,
które się otworzyły.
- Jesteś tu? Leila? Bo pukałem i … - zza drzwi
wysunęła się głowa blondyna. Dziewczyna zacisnęła wargi, zagryzając dolną do
środka i wywróciła do tego wszystkiego oczami. O wilku mowa, a wilk tuż, tuż.
Chłopak wkroczył do pokoju, bez żadnego zawahania, ani nawet słowa, spoglądając
najpierw na szatynkę, a następnie na jej pokój, który niewiele różnił się od jego.
Li zlustrowała go zdegustowanym wzrokiem, no bo w końcu wtargnął do jej
pokoju bez pozwolenia, a Niall od razu pomyślał, że może nie chce go tam
widzieć. Nie wiele się mylił, więc powoli, małymi krokami zaczął wycofywać się
w stronę drzwi. Li przełknęła ślinę
spoglądając na jego chude nogi uwięzione w ciemnych, ciasnych spodniach i
zwykłą koszulkę z jakimś śmiesznym, głupim nadrukiem. Nagle nadepnął na coś
miękkiego po czym runął na ziemię wymachując rękami na wszystkie strony chcąc
złapać się czegokolwiek, przy czym narobił hałasu jak jeden z tych strasznych
burzowych grzmotów, przy których dziewczyny piszczą ze strachu. Leila otworzyła
ze zdziwienia oczy, wymieszanego z przerażeniem, kiedy jego głowa fuksem minęła
kant ciemnej komody. A następnie mimo,
że usilnie starała się zdusić to w sobie parsknęła śmiechem ruszając na pomoc
niebieskookiemu, który próbował podnieść się na rękach.
Niall był zły. No bo kto normalny pozostawia tak
dużego misia na środku pokoju? Kto w ogóle zostawia misie na ziemi?! Nie żeby,
nie pomyślał też kto normalny nie patrzy pod nogi, ale zepchnął tą myśl na sam
dół. Wytarł ręce o spodnie i unosząc dłoń posłał Leili spojrzenie pełne
wyrzutów. Szatynka uśmiechnęła się niewinnie stając przed nim i nachylając się
do ciemnej podłogi po kontrastującego z nią białego misia. Niall czując się
trochę niekomfortowo spojrzał na swoje dłonie, którymi chwilę później
przeczesał farbowane włosy. Stali na przeciwko siebie, a on próbował coś
powiedzieć otwierając i zamykając usta jak oddychająca ryba.
- No wyduś to z siebie w końcu – wypuściła powietrze
ze świstem, trochę się niecierpliwiąc, ale… Wystarczyło jedno spojrzenie by
wszystko uleciało z dymem. By musiała znowu przygryźć swoją wargę i wziąć
głęboki wdech, jakby chwila wcześniej zabrała jej tlen. Następnie przez otwarte
okno oboje usłyszeli głośne dźwięki bębnów afrykańskich i podeszli tam, ale
zanim panna Sullivan zdążyła o czymkolwiek pomyśleć, rozentuzjazmowany blond
włosy chłopak złapał ją za przegub i pociągnął w stronę drzwi. Brązowowłosa
uparcie hamowała na pietach wpatrując się w jego plecy złowrogo. Co on sobie
myślał? Nialler odwrócił się unosząc
brwi.
- No chodź… - jej wzrok zelżał, gdy usłyszała wesoły
śmiech i krzyk, zaczęło ją to ciekawić, bo przecież w rodzonym mieście, takie
wydarzenia nigdy nie miały miejsca, a przynamniej ona sobie o tym nie
przypomina. Zbiegli ze schodów w akompaniamencie krzyków personelu pod tytułem
„tutaj się nie biega” i o mało nie zahaczając razem sławnej gleby. Wypadli
przez drzwi na wspaniale świeże powietrze. Wydawało się być to czystym
szaleństwem, nie żeby było to normalne. Przez chwilę przystanęli oddychając
ciężko i napawając się pięknem dnia i porannych dźwięków. Pierwsza rzuciła się dziewczyna, w końcu ciekawość kryjąca się w jej wiosennych oczach wypłynęła na
wierzch. Ni ruszył się chwile później pozwalając by jej ręka wysunęła z jego
dłoni. Czując jak chłodne palce przesuwane są nieświadomie poczuł dreszcz. Ten
przyjemny, ten który wywołuje tylko ona – Leila. I Niall już powoli wiedział, że
nie chce by to wszystko się skończyło, choć to dopiero początek. Li wtopiła się
w tańczących do bębnów ludzi ruszając biodrami w takt. Niall został wciągnięty
przez jakąś nieznajomą dziewczynę do środka, tańcząc bo nie liczyło się wtedy
nic innego.
No może oprócz niej, śmiejącej się w głos i radosnej
jak jeszcze nigdy przez kilka ostatnich miesięcy.
~
- O mój Boże – westchnęła pod małym, zgrabnym nosem
Leila, patrząc na stojącego po cukrową watę młodego Irlandczyka. Zachichotała
jeszcze, gdy obrócił się energicznie machając w jej stronę ręką, ze swoim
zabójczym uśmiechem na ustach. Nie mogła uwierzyć, że dała się wyciągnąć na
wypad do zoo. To było całkowicie nie w jej stylu, ale nie narzekała. Zaczesała
ręką włosy do tyłu i zaczęła splatać je w jeden długi warkocz, aż nie wrócił do
niej towarzysz z lepiącymi się palcami, o których ona nawet wolała nie myśleć.
- Gdzie teraz? – zapytała rozglądając się dookoła,
aktualnie stali przy klatce z lwami, gdzie jeden z nich ziewnął rozleniwiony
eksponując swoje niezbyt zadbane zęby i „prześwieży” oddech. Niall skrzywił
się, wkładając kolejną część białego, słodkiego puchu do buzi ruszając dalej.
- Daleko od tego zwierzęcia – mruknął, a Leila
zaśmiała się. Musiała przyznać sama przed sobą, że lubiła siebie przy nim.
Przez ostatnie miesiące nie śmiała się tyle ile dzisiaj, w tym jednym dniu w
jego towarzystwie – niezastąpionym. Nawet nie wkurzał jej swoimi łapskami,
które miałby szukać łaskotek na jej ciele, jak Nathan, by się roześmiała. To
było przyjemne uczucie, od którego nie chciała już uciec.
- To może dziś zdradzisz mi co robisz? – szatynka
odwróciła głowę w jego stronę uważnie podnosząc ze zdziwieniem brwi do góry.
Przecież chłopak dobrze wiedział co robi, nawet lepiej niż ona sama, w końcu on
był napędem ich dzisiejszego dnia. Niall tak bardzo narzekał, na brak
prawdziwej radości z życia, „energii” i to tego tak bardzo podziwiał za to
Harry’ego i Liama, nie zauważając, że sam w sobie wiele pokładów wiecznego
szaleństwa. Wystarczyła jedna odpowiednia osoba, która przyciśnie guzik swoim,
pięknym uśmiechem wypływających z niezastąpionych kocich oczu i już. Wszystko
zdawało się być wyżej ponad normę. Lei to irytowało, owszem może nie spędziła
z nim wiele czasu, ale było to coś czego niby nie mogła znieść, a w duchu
uważała za słodkie. Chore prawda? Niall wywrócił teatralnie oczami, gdy kolejna
porcja waty trafiła do jego buzi.
- W samolocie zdałaś mi pytanie gdzie, a właściwie
dlaczego lecę do Waszyngtonu – Li poczuła się trochę w pułapce, przytłoczona
jego pytaniem i wiercącymi w niej dziurę morskimi oczami. Myśl o mamie
sprawiła, że natychmiastowo spochmurniała, a dziura w jej sercu zabolała, na
szczęście nie do stopnia by krwawić, ale zabolała. Zaczęła biegać wzrokiem po
twarzach innych osób i pyskach zwierząt, dopóki nie usłyszała chrząknięcia,
które jakby zbudziło ją ze świata rozbieganych myśli. A właściwie ile człowiek
jest w stanie znieść dziur w sercu? Pytanie czy jest jakaś określona ilość,
której nie można przekroczyć? Czy istnieje jakiś głupi śmieszny limit i gdy go
przekroczymy skutkuje to odejściem?
Przełknęła ślinę, dlaczego nie potrafi mu powiedzieć?
- Zwiedzam świat, tak jak by, po prostu…
- Nie chciałaś bym się przyczepił, co ? – przerwał
jej w połowie zdania śmiejąc się i wyrzucając patyk. Nawet nie zauważyła, kiedy
skończył zajadać się watą. To co powiedział, nie do końca było prawdą. Jednak
zobaczyła zieloną strzałeczkę nad tymi słowami, jakby było to jej wyjście
ewakuacyjne i wyszła nim, potakując nieśmiało głową, ale zaraz potem dodając
- Cieszę się,
że jednak to zrobiłeś - unosząc kąciki
ust ku górze i delikatnie odwracając głowę w jego stronę.
- Spójrz mamo, goryle – zawołało jakieś dziecko więc
i oni tam się udali. Zwierzęta siedziały w wielkiej klatce otoczonej czarnymi
prętami, nie wyglądały źle. Były zadbane, szczęśliwe, może delikatnie
zniesmaczone będąc pod odstrzałem tylu par oczu, ale niczego im raczej nie
brakowało. Przystanęli bliżej klatki by mieć lepszy widok na zwierzęta. Leila
parsknęła śmiechem pokazując Niallowi jednego goryla, który nakrywał się sianem
do spania, chociaż było wczesne popołudnie, a on również się zaśmiał. Następnie
gdy chcieli odchodzić, to samo dziecko co wcześniej wydało z siebie
niezadowolony dźwięk, a później zaczęło krzyczeć, że to obrzydliwe. Oboje spojrzeli
najpierw w siebie, prosto w swoje oczy i Li wiedziała, że przegrała, kiedy
natychmiastowo odwróciła wzrok, od jego czarujących oczu. I przeniosła je z
powrotem na zwierzęta w klatce, gdzie jeden z człekopodobnych podłubał w swoim
nosem, a następnie zjadł zawartość. Jęknęła natychmiastowo odwracając się jakby
jedzenie podeszło do jej gardła. Widok był obrzydliwy, nie mogła uwierzyć, że
nawet niektórzy ludzie są w stanie tak robić. A Niall? Niall po prostu znów się
zaśmiał, tak jakby kompletnie nic wielkiego się nie stało, jakby goryl wcale
nie zjadł zawartości swojego nosa, którą w ich wyobrażeniach, trzeba po prostu
wydmuchać. Leila czekała na niego przez chwilę obok mapy, tupiąc nogą i
przyglądając się jak zwykle ludziom, którzy tak jak oni przyszli zobaczyć
zwierzęta. A on minął ją tak szybko, że przez kilka następnych metrów nie mogła
za nim nadążyć. To było niedorzeczne, rozumiała że Horan miał dłuższe nogi i
potrafił chodzić szybciej, przez co ona teraz, praktycznie musiała za nim biec,
by nie zgubić jego blond czupryny, ale to że jego nogi były chudsze od jej?
Znów jęknęła, bo przecież wcale nie była taka gruba, ale gdy patrzyła na jego
nogi jakoś wszystko się obracało.
- Leila, zobacz niedźwiedzie! – zawołał ją
przystając przy którejś z kolei klatce i z prawdziwym, uczniowsko-kujonskim
ciekawstwem spoglądał na nie przez metalowe pręty. Szatynka przystanęła kawałek
dalej wpatrując się w jednego z tych mniejszych z uroczymi półokrągłymi jak
księżyc uszkami, czarnymi jak prawdziwy węgiel oczami i uroczym wilgotnym
noskiem obwąchującym wszystko dookoła. Zachichotała pod nosem, nie czując się
nawet przy tym przyłapana, że robi coś złego. To było naturalne, że musiała
znów zacząć się śmiać i żyć, nie mogła bez przerwy się smucić. Wyciągnęła swoją
smukłą dłoń do przodu chcąc dotknąć choć przez chwilę, ukradkiem brązowego,
błyszczącego futerka. Niedźwiadek podszedł do niej powoli, kiedy na chwilę
odwróciła się, by wzrokiem odnaleźć swojego towarzysza, i mokrym noskiem trącił
jej rękę, czego kompletnie się nie spodziewała. Podskoczyła przestraszona, a z
jej gardła wydobył się uroczy, zabawny pisk, przez które zwierze nie
przestraszyło się tylko przekręciło delikatnie, na swój sposób głowę. Leila
przestraszona wpadła w ramiona stojącego za nią już Niallera. Zachwiali się
oboje próbując złapać równowagę, chłopak ulokował swoje dłonie na jej tali,
mocno trzymając i utrzymując ich w równowadze. Li, przylgnęła plecami do jego
torsu czując, jak wytwarzają się jakieś iskry przeskakujące z jednego ciała na
drugie. Czując się tak jak wtedy pierwszego dnia na lotnisku, kiedy świat się
zatrzymał, a oni byli w bańce spoglądając na swoje oczy, wtedy było to tylko
spojrzenie, teraz dotyk sprawiał, że im miękły kolana. Nie tylko jej, może to
nawet śmieszne, gdy chłopakowi robi się z nóg wata, ale tak właśnie było. Niall
trzymał ją mocno, jakby od tego zależał cały świat, bo przecież tak było. Te
spojrzenia, muśnięcia dłonią, delikatne dotyki władały ich własnym światem. Li
czuła swoje serce, bijące w szybkim tempie, niby tak bardzo podobnym do tego,
kiedy to ćwiczy się na wfie, wypruwając z siebie flaki, jednak teraz było inne.
Tak jakby każde jego uderzenie roznosiło się z ogromną siłą po jej klatce
piersiowej chcąc się wyrwać do osoby stojącej z tyłu, której serce słyszała, i
które biło równie szybko. Zrzuciła to jednak na chęć jej pomocy i przywrócenia
ich do pionu, więc szybko wyswobodziła się z jego uścisku mrucząc ciche
podziękowania i czując jak na jej policzki wkrada się urocza purpura. Ruszyła
do przodu zostawiając za sobą słodkie misie i spuszczając swój wzrok na ziemię.
Przeklinając w duchu, że spięła włosy w warkocz. Nie
rozumiała całej tej magicznej aury panującej wokół nich w takich momentach,
chciała wtedy zapaść się pod ziemię. I te spojrzenia ludzi, jakby byli najpiękniejszą
parą, którą zobaczyli przez ostatni tydzień, lub więcej.
Niall patrzył na nią przez chwilę jak swoim
tanecznym krokiem oddala się na kilka metrów. Jej serce, było tak blisko jego,
mógł to poczuć, to jakby idealne połączenie, które po prostu musiało na siebie
trafić. Jakby ich dusze od zawsze były dla siebie przeznaczone. I to było znów
coś dziwnego, że czuł to on – chłopak, który z reguły nie powinien wierzyć w
takie podobne bzdury, a nie dziewczyna. Cóż, świat już nie pierwszy raz gra na
czyjś uczuciach. Czasami zdaje się, że to jego najlepsza rozrywka.
-Co tutaj jest takiego ciekawego? – zawył, kiedy
stanęli przed szkłem wypełnionym chyba tylko i wyłącznie wodą. Wolał zwierzęta
które były suche niż te poruszające się w wodzie i Bóg wie kiedy gotowe, by
wystraszyć go prawie na śmierć.
- Tutaj są wydry, chce je zobaczyć – odpowiedziała
zwyczajnie kładąc dłoń na szkle jakby miało to jej jakoś pomóc przy (kompletnie
nie potrzebnym) wychylaniu się. Niall wywrócił oczami, a kiedy się odwrócił i zauważył
jak jeden ze stworków podpływa z przeciwległej strony, delikatnie dotknął jej
ramienia pokazując i wywołując tym szeroki uśmiech na jej pięknej twarzy. Zawsze podobały jej się wydry, a najbardziej
ich łacińska nazwa Lutrinae. Nie obchodziło ją to, że tak naprawdę były
drapieżnikami żyjącymi i w wodzie i na lądzie, wiedziała o tym bardzo dobrze
myśląc na ich widok tylko jedno „Jejku jakie one słodkie”. No i jeszcze
przecież wiedziała, że one nie zjadają ludzi. Zawsze zastanawiała się dlaczego
mieszkają wszędzie oprócz Australii, co z nią jest nie tak? Jedna mniejsza
wydra, podpłynęła bliżej nich obracając się brzuszkiem, a następnie wypłynęła
na wierzch wracając z rybą w pyszczku.
~
Nie zostawiaj mnie – pomyślała patrząc w jego
niebieskie jak czyste, bezchmurne niebo oczy, kiedy stali w hali. To było dla
niej coś nowego, chęć zostania przy jakiejś osobie, chęć zatrzymania jej, a nie
zamiatania i zero powrotów. Przytuliła go z całej siły, choć może nie powinna,
czując jak jej serce delikatnie przyśpiesza, na jego dotyk. Czy to możliwe, by
tak mała garstka czasu była wystarczająca, aby ludzie głęboko w siebie wpadli?
Nie chodzi tu o miłość, bardziej o znajomość, przyjaźń. To jak schowała swoją
głowę w zagłębieniu jego szyi, było dla niego szokiem, przez który ponownie
tego dnia zachwiał się na swoich nogach, na szczęście nie upadł. Nie wiedząc do
końca czemu bardzo pragnęli zapamiętać każdy fragment siebie, zapach, bardziej
niż cokolwiek innego. Niall zaplątał swoją buzię w jej przecudownie długie włosy,
zamykając oczy i swoimi długimi, trochę już zmęczonymi palcami od grania na
gitarze, rysował na jej tali nie wiele znaczące znaczki. Smutno jest rozstać
się z ulubionym kubkiem, a co dopiero z człowiekiem. [i] Czuli się dziwnie, bo wrażenie, że znają się od
paru dobrych lat, a nie godzin, dni zwiększało się z każdym oddechem. Równym.
Jakby byli stworzeni do wspólnego życia. Usłyszeli wezwanie na co oboje
wzruszyli się, odsuwając od siebie. Niall złapał swoją walizkę przeklinając w
duchu, że zdążył zarezerwować już ten, a nie inny bilet. Bo nie mógł uciekać
stąd, tak jak ona rano. Zdawało się, że to koniec, kiedy ona spoglądała na jego
oddalające się plecy, a w jej oczach zakręciła się łza, choć wcale tego nie
chciała, bo w końcu zawsze odpychała ludzi, tym razem jednak chciałaby było
inaczej. Czuła w kieszeni od kurtki brzęczący, wkurzający ją telefon, który
wydzwaniał od dłuższego czasu i wiedziała, że to Nathan z którym w końcu będzie
musiała porozmawiać, by przestał, ale teraz nie to było ważne. Irlandczyk
odwrócił się jeszcze i pomachał jej na pożegnanie. Trzeba jednak pamiętać, że
istnieje jedno niebo na ziemi, a im wydaje się, że jest ono jednością tylko
wtedy kiedy są razem.
[i] Cytat, który znalazłam kiedyś na pewnej
stronie. Nie wiem, czy jest z książki, czy może ktoś go od tak wymyślił. Tak
czy inaczej daje wam o tym znać. :)
Mam do was prośbę, by każdy kto przeczyta dzisiejszy rozdział skomentował. Nawet jednym słowem.
Hej, kochana!
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam i bardzo mi się podobał. W wolnej chwili napiszę Ci dłuższy komentarz. :)
Buziaki,
G.
Coś mam przeczucie, że i tak się spotkają w następnym punkcie podróży :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :*
Pzdr. <3
Zapraszam też do mnie:
onedirection1d-pain-and-payne.blogspot.com
would-you-know-my-name-1d.blogspot.com
Koffam Cię i to jak piszesz!!! Napisz szybko następny rozdział!!! Pliiiiis!!! <3
OdpowiedzUsuńBuźki =*
Kocham <3333
OdpowiedzUsuńLudzie, weźcie się ogarnijcie, dlaczego nie komentujecie takiego ładnego ff? :(
OdpowiedzUsuńJejku, jejku, jejku, ten rozdział jest wspaniały! Jestem jakimś niewydarzonym dzieckiem i przy upadku Nialla o mało nie popłakałam się ze śmiechu. Fajnie, że L. zdecydowała się przełamać pierwsze lody (a może już drugie?) teraz tylko czekać aż akcja Twojego opowiadania się zagęści. :)
Miłych wakacji. x
wow dawno nie byłoo rozdizału, ale ciekawy niepowiem, tylko mnie to zastanawia kiedy oni dogadają się, że ich rodzice sie znali
OdpowiedzUsuńRozdział jest MEEEGA :D KOCHAM, KOCHAM, KOCHAMM <3
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńCudo! <3
OdpowiedzUsuńŚwietny.
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje opowiadanie;D Warto czekać na twoje rozdziały ;D
OdpowiedzUsuńKocham twoje opowiadanie i obserwuję bloga :D jesteś super, masz wielki talent :*
OdpowiedzUsuńCzekam na następny!:)
OdpowiedzUsuńJeeej.....
OdpowiedzUsuńW koncu rozdzial !!! ;)
Warto bylo czekac tyle czasu na nowy ;)
Niall... uwazaj bardziej hahahaha
Lei... ty tez bys mogla bardziej uwazac ;)
Awwww ten przytulas na koniec ;)
Jestem ciekawa kiedy sie skapna, ze ich rodzice sie znali.....
Swietny rozdzial ;)
Czekam nn *-*
@andrejjj99
Kocham Cię! <3
OdpowiedzUsuńBOSKO ! *, *
Piszesz tak że ciężko mi za każdym razem powstrzymać łzy ale dziękuje ci za to bardzo :)
OdpowiedzUsuńmega <3333
OdpowiedzUsuńJejciu kocham to opowiadanie!! Jest takie inne niż wszystkie.. Jest genialne!!
OdpowiedzUsuńRozdział jest boski! W ogóle ten blog jest świetny i masz wieeelki talent do pisania ;) Ale niestety cytat totalnie nie chce mi się otworzyć, mógłby ktoś napisać co to za cytat? Dziękuję :)
OdpowiedzUsuń"Smutno jest rozstać się z ulubionym kubkiem, a co dopiero z człowiekiem." to on, był w tekście. :) tamto, to tylko odnośnik, który znajduje się niżej.
UsuńRozdział był niesamowity :D Nigdy nie komentowałam twojego rozdziału i do teraz nie wiem dlaczego nie chciało mi się zapominałam nie wiem :D Mam nadzieję że Niall i Li w końcu będą razem i się spotkają w następnym mieście w którym będą przebywać :) Tak na marginesie KOCHAM CIĘ I TWOJEGO BLOGA:* ♥ ♥
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny rozdział ♥
PS. TO JUŻ DZIŚ MIJAJĄ 4 LATA OD POWSTANIA ONE DIRECTION ŻYCZĘ WAM DIRECTIONERS WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO OBYŚCIE SPEŁNIŁY SWOJE MARZENIA I NIGDY O NICH NIE ZAPOMNIELI :d DIRECTIONER FOREVER ♥ ♥ ♥ ♥
nie nie nie no nie no nie, gdzie Niall jedziesz? po takim uroczym dniu w zoo i tym zatrzymaniu czasu kiedy ją chwyciłeś żeby się nie przewróciła koło niedźwiedzi to teraz wyjeżdżasz i zostawiasz Li samą? ok, rozumiem, kupiłeś wcześniej bilet. mam tylko nadzieję że Leila kupiła bilet w to samo miejsce i zaraz znowu się spotkają. a Nathan... niech się wypcha, on jest jak piąte koło u wozu. Li i Ni są dla siebie stworzeni a Nathan ma tego nie psuć. o tak. czekam na kolejny cudowny rozdział ♥ buźka xx @Malgosiaa_
OdpowiedzUsuńJeju jak ja bym chciała być na miejscu Lei! :D Po tym rozdziale jeszcze bardziej zakochałam sie w Twoim blogu :) Jest tak bardzo ciekawy.. :D
OdpowiedzUsuńAle Niall, gdzie ty jedziesz? :( Mam nadzieję, że spotkają się jeszcze... Znaczy, na pewno sie spotkają, bo jakby mogli się nie spotkać, nie? :D Powiedz, że się spotkają! :*
Nie mogę się doczekać się kolejnego rozdziału :D Pozdrawiam! <3
Cudo <3
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział! Nie mogę się doczekac następnego :D -@YourLive_Voice
OdpowiedzUsuńOh God, prawie łzy w oczach :<< Renia, dlaczego dalej nie odkrywają świata razem? Ja wiem, wiem, że piąte spotkanie i w ogóle...Ale czy ja przegapiłam coś, czy oni serio nawet nie zainteresowali się jakie są ich nazwiska? XD No bo przecież Leila powinna skojarzyć z zapisek mamy... Coś... Nie? :D Horan tam, Horan tu, hmm, albo wciśniesz to gdzieś w następnych rozdziałach XD Okej, już nic nie pytam :> Śmieję się za każdym razem jak ona odrzuca telefony Nathana (ciekawe, czy dobrze napisałam...ups?). Czy taka wschodząca gwiazda nie ma planu dnia zapełnionego po brzegi, btw? Niech da jej spokój i wspina się po tej swojej drabince sławy haha :D I na koniec najważniejsze i muszę o tym wspomnieć- oni razem- czytaj Niall i Leila- są mega, mega słodcyyyyy :3 Tyle z mojej strony. A nie! Jeszcze jedno pytanko: KIEDY NASTĘPNY? XD <3
OdpowiedzUsuń